Jacek Kotarbinski Podcast
Szef własnych ust
Polubiłem muzykę Michaela Jacksona dzień po jego śmierci. 26 czerwca 2009r. jechaliśmy z Gdyni w okolice Jeleniej Góry na ślub naszej przyjaciółki. Jedna ze stacji radiowych przez cały dzień emitowała playlistę jego utworów.
Wcześniej był dla mnie jednym z popowych wykonawców i nie padałem na kolana przed jego kunsztem. Wychował mnie bardziej Phil Collins czy Sting. Michael był dla mnie jednym z wielu świetnych wykonawców, ale nie szczególnym guru.
Smak słów
Żyjemy w czasach redefiniowania znaczenia i wiarygodności mediów. Kiedyś to co napisano w gazecie czy zaprezentowano w telewizji, wydawało się święte i nie do podważenia. Siła rażenia mediów klasycznych była zawsze duża. Dziś tę rolę przejmuje internet, a klasyczne media rozpaczliwie miotają się między tabloidyzacją karmiącą Bożka Zasięgów, a modelem finansowania jakościowego dziennikarstwa. Media stały się on-off, transmedialne i dostępne we wszystkich możliwych kanałach. Słowo, buzzword, nabrało nowej, nieznanej wcześniej siły rażenia. Nośnikiem stały się emocje, a nie racjonalna, konstruktywna analiza.
Słowem można budować i niszczyć. Wiele lat temu niszczącym epitetem był „agent, donosiciel, ubek”. Łatka tajnego współpracownika niszczyła ludziom życie. Kiedy miałem 16 lat przesłuchiwało mnie SB. Komunie nie podobało się, że byłem ministrantem. A przesłuchującemu mnie esbekowi – motyw kotwicy na swetrze. Na szczęście niczego nie musiałem podpisywać. Zawdzięczam do niezłomnej postawie mojego nieżyjącego Ojca. Dziś współpraca agenturalna nie ma takiego rażenia jak w latach 90-tych, ale nadal budzi emocje. Współczesnymi zapałkami buzzu staje się podejrzenie o pedofilię, seksizm, molestowanie i rasizm. Przez lata były to tematy tabu, o których mówiono szeptem na redakcyjnych korytarzach. Brakowało odważnych by je ujawnić. Dziś to się zmienia. I bardzo dobrze. Dziennikarz nie może być tchórzliwy, chwiejny, zależny i bez kręgosłupa. Dziennikarz ma być Niezłomny, choć nie płacą mu za bohaterstwo.
Smak zdjęć
Kiedyś świat zmieniały zdjęcia. Najsłynniejsza fotografia wojny wietnamskiej to uciekająca po nalocie napalmowym naga Phan Thi Kim Phuc. Obraz dziewięcioletniego dziecka wybiegającego z płonącej wsi stał się symbolem brutalności w Wietnamie. Zdarzenie wywołało poruszenie opinii publicznej. Dziś, gdy jesteśmy codziennie bombardowani złymi emocjami z całego świata, samo zdjęcie nie ma już takiej siły rażenia. Z dwoma wyjątkami: gdy jest polem manipulacji (pod każdą fotografią można napisać dowolną interpretację) lub jest „deep fake” – przekazem fałszywym, fotomontażem, wyprodukowanym w Photoshopie ewidentnym kłamstwem.
Siła rażenia XXI wieku to dokumenty. Za każdym z nich kryje się jakiś twórca i tezy, które chcą przekazać. Nie tak dawno rozmawiałem o obiektywizmie twórcy zarówno z Konradem Piaseckim jak i Ewą Ewart. To szczególny dylemat – człowiek jest zawsze na swój sposób subiektywny. Tymczasem ludzie są zafiksowani na punkcie obiektywizmu, a moim zdaniem ważniejszy jest od niego profesjonalizm i rzetelność dziennikarza. Kiedyś studentom pokazywałem dwa filmy o neuromarketingu. Jeden był rzetelny i pokazywał zagadnienie zarówno ze strony firmy, badaczy jak i ludzi. Drugi, ewidentnie stawiał tezę, że neuromarketing jest zły i na wszelkie sposoby próbował to udowodnić. Pamiętam jedną ze scen tego drugiego filmu, gdzie nie umówiony na spotkanie dziennikarz, z ukrytą kamerą, probował wymusić spotkanie w siedzibie jednej z najważniejszych firm tej branży. Przedstawiono to w typowo sensacyjny sposób, a widz mógł odnieść wrażenie, że naprawdę jest coś ukrywane. Media dysponują wyjątkowym arsenałem narzędzi narracji, tak by budować emocje, utrzymywać je czy wodzić za nos. To typowe techniki tabloidów – byleś kliknął,