Akademia Płodności

Akademia Płodności


#095 Gdzie masz swoją granicę?

February 14, 2025



Transkrypcja podcastu Akademii Płodności


Plan odcinka



  • STAWIANIE GRANIC – temat z grubej rury


  • STREFA KOMFORTU A GRANICE – CZY UMIEMY W GRANICE


  • GRANICE – czy zawsze musi grzmieć?


  • MOJE  vs TWOJE – cienka granica wzajemnej akceptacji 


  • WASZYM GŁOSEM, granice nie muszą boleć – historia Ani 


Zosia: Możesz sobie przesunąć ten stolik.


Ania: O tak sobie zostawię. Oooo. 


Z.: Nie no, pięknie, możesz sobie przysunąć. Albo nogi na tę stronę możesz też wziąć.


A.: Nie, już tak jest GIT.


Z.: Bo musicie wiedzieć, że Ania się tutaj rozkłada. Ona się tu mości, bo dzisiaj nagrywamy w studiu domowym i statywy są takie, że trzymamy w łapach mikrofony. Każda ma swój kocyk i leży sobie z komputerkiem. Śmiejemy się tylko, żeby nie zdarzyło nam się zasnąć jak panu Korwinowi na live`ie. Więc może być tu takie chrapnięcie, bo nagrywamy w tym okresie, kiedy wiraluje na TikToku śpiący Korwin, a Wy słuchacie nas już w nowym roku.


A.:  Więc to już jest pewnie dawno i nieprawda…


Z.: No tak, ale TO będzie ciężko zapomnieć,  to jest jeden z moich ulubionych filmików, mimo, że  wpadł dopiero pod koniec roku. 


Nagrajmy wstępik.


Cześć, tu Ania i Zosia. Wspólnie tworzymy Akademię Płodności, miejsce w którym towarzyszymy Wam podczas starań


A.: Dzień dobry


Z.: Dzień dobry, dzień dobry. Witamy w kolejnym podcaście. Czekałam aż to padnie.


A.: Bo właśnie zastanawiałam się… Upewnię się tylko. Kartę… mamy? Nagrywa się?


Z.: Mamy kartę. Ja tu jestem profesjonalnym ogarniaczem Aniusia.


A.: Dobrze, dobrze, dobrze. Ja wiem, wiem, wiem.


Z.: Chociaż nie zdziwiłoby nikogo, gdyby się okazało za 40 minut, że tej karty jednak niema. Ojojoj, Aniusia. Ojojoj, to jeszcze raz nagramy. Nie Aniusia, luzik.


A.: Dobrze.


Z.: Możesz tutaj ludzi witać, tylko jest problem, że my nie wiemy, czy Wy tego podcastu będziecie słuchać jako pierwszego po przerwie, czy jednak Wam puścimy inny. Teraz mamy ostry zryw podcastowy i nagrywamy, bo mamy mocne postanowienie powrotu. Więc bardzo możliwe, że to jest ten pierwszy, którym będziemy się z Wami witać i nie chcemy Wam rozwalić głowy. Więc jak dwa razy będziemy się z Wami witać, to wiedzcie,  że…


A.: Po przerwie…


Z.: Tak, dokładnie. Jak będziemy się witać po przerwie, to drugie przywitanie będzie po dwutygodniowej przerwie.


A.:  Czyli nadal po przerwie.


Z.:  I też, będziemy się bardzo cieszyć.


STAWIANIE GRANIC – temat z grubej rury


A.: Dzisiaj pogadamy sobie na temat stawiania granic podczas starań. Temat z grubej rury powiedziałabym. Bardzo potrzebny, ale bardzo trudny.


Z.: Każdy tę technikę opanować powinien do perfekcji w ogóle w życiu, ale te starania, to  taki wyjątkowy czas, kiedy jesteśmy bardzo bezbronni i może się okazać, że jesteśmy bardzo asertywni na co dzień, potrafimy sobie to swoje pole zawodowe w pracy wyznaczać bez żadnych problemów, bez żadnych zawahań. Albo w rodzinie, swojej najbliższej <tak sobie myślę>, np. ze swoim partnerem. Jak przychodzi do tematu „starań” to jesteśmy nieodporni na te ciosy i tacy bez żadnej tarczy ochronnej, stajemy się bardzo…


A.: Malutcy?


Z.: Tak. Jakby stoję naga tutaj stoję przed Tobą. Nic mnie nie chroni. Tak to potrafię się ubrać w moją zbroję i czuję się w niej naprawdę swobodnie i nie pozwalam do siebie strzelać, a nawet jak do mnie strzelisz to szybko odpieram ten atak, bo wiem, jak postawić granicę. W temacie STARAŃ, nie jestem już taka hop-do przodu. Będziemy Wam opowiadać różne historie w trakcie, ale… Ja w temacie starań byłam bardzo bezbronna i to jest też o mnie. Kojarzycie takie stan po jakiejś utarczce słownej – to nie musi być jakaś wielka kłótnia (chociaż może być, jeśli już eskaluje do takiego stopnia). Ale kojarzycie ten stan w którym najlepsze riposty przychodzą Wam jak już jest – albo chwilę po >kłótni< tylko oczywiście nie możecie ich wytoczyć, albo potem jak sobie myślicie o tym. Wtedy doskonale wiecie, co byście lepiej zrobiły, inaczej to rozegrały, nie dały się sprowokować, coś przemilczały lub coś dosadnie powiedziały. To wszystko przychodzi po czasie i ja najwięcej takich… jak to nazwać? Wyrzuty sumienia? Właśnie miałam w okresie starań i doszłyśmy z Anią do wniosku, że to jest bardzo wyjątkowy czas, w którym jesteśmy nie-bulletproof.


STREFA KOMFORTU A GRANICE – CZY UMIEMY W GRANICE


A.: Taki czas w którym, tak jak  Zosia wspominała, że może to stawianie granic… Chociaż jak ja rozpoczynałam starania, to też te granice… staraniowe to już w ogóle, ale też takie  w życiu nie potrafiłam ich stawiać i do tej pory mam trudność. Stawianie granic jest niekiedy nieprzyjemne i jest trudne, i jest (nie wiem, czy w każdym przypadku ale w moim), to jest wychodzenie ze swojej strefy i zderzenie się z tym, że stawianie granic nie zawsze jest przyjemne. Natomiast w konsekwencji, kiedy te granice zostają postawione, czasami dzieje się wiele dobrego. To stawianie granic potrafi nam pomóc


Rozmawiałyśmy z Zosią o tym, że podczas starań czułyśmy się bardzo bezbronne, że kiedy przyszło do stawiania granic w momencie, w którym jesteśmy tak bardzo poturbowane, i podkopywane nasze poczucie własnej wartości, to żadna zbroja nam nie pomoże. <wówczas> To jest tylko taka zbroja ściemniacza. Na początku ja nie „umiałam w granice”. Najpierw musiałam się przyznać, że ja potrzebuję tych granic, bo miałam taką manierę w sobie tłumaczenia całego świata: że ten świat nie chce; że nikt nie miał nic złego na myśli; że nie wie; że ciocia ma tyle lat, więc skąd mogła wiedzieć. Z drugiej strony pomyślałam sobie, jak tworzyłyśmy dla Was jeden z poprzednich mailingów, że tak tłumaczyłam innych, aż zapomniałam w tym wszystkim znaleźć zrozumienia dla siebie samej. Zamiast skupić się, kiedy ta dana sytuacja właśnie się wydarzyła, w której nie potrafiłam postawić granicy, to moje myśli skupiły się wokół ogromnej złości wobec tego, co się wydarzyło, ale później nastąpił moment wytłumaczenia sobie. Natomiast bardzo rzadko dochodziło do tego, że przed samą sobą mówiłam: HEJ, TO MNIE BOLI. To mi się nie podobało bardzo i myślę, że w tym przypadku to byłby pierwszy krok, który mógłby zaprowadzić gdzieś dalej. Przyznanie się przed samym sobą, że coś zaczyna mnie uwierać, a nie wybielanie tego i wtłaczanie sobie, że nie, nic mnie nie uwiera.


Z.: Powiedziałaś coś takiego Anna, ja się z tym zgadzam, (chociaż pewnie nie każdy tak będzie miał, ale myślę, że zdecydowana większość), że sam moment, w którym musisz w sobie podjąć tę decyzję, że TERAZ wyznaczysz tę granicę, oznacza, że musisz zrobić coś niekomfortowego. Trzeba się postawić, trzeba wyjść ze strefy swojego komfortu, powiedzieć komuś coś, co prawdopodobnie nie będzie dla niego miłe do przyjęcia. Bo to jest taki moment w którym serce szybciej bije i nie wiesz czy zbierzesz się na odwagę żeby to zrobić, ale z drugiej strony później życie w tym świecie w którym Twoje granice są postawione i ktoś nie próbuje ich przesunąć jest bardzo komfortowe


Wyobrażam sobie, że są tacy ludzie, którzy są bardzo asertywni i dla nich to jest takie easy game, a są tacy dla których stawianie granic będzie bardzo stresogenne, i może zdecydują się tę swoją granicę podkreślić, zamanifestować dopiero za 15-tym razem, kiedy ktoś spróbuje ją przekroczyć dopiero. Rozumiesz, bo na to wpływa bardzo dużo części składowych: wychowanie w domu, towarzystwo w którym chcesz postawić tę granice. To jest tak wiele puzzelków, że ta finalna decyzja o przesunięci granicy, może zapaść w bardzo różnym momencie, ale nie wyobrażam sobie takiej sytuacji, po wyznaczeniu tej granicy, mogłabyś powiedzieć, że czujesz się niekomfortowo. To raczej działa w drugą stronę, że w momencie w którym po raz kolejny nie zdecydujemy się aby stanąć w swojej obronie, w obronie swojego serca i swojego ciała, to częściej przychodzą wyrzuty sumienia: a mogłam; a trzeba było. Tak jak właśnie >po czasie< przychodzą nam najlepsze riposty, to gdy nie postawimy tych granic, to jest gorzej, chociaż zdaję sobie sprawę, że ich postawienie jest turbo-trudne. Ja np. jestem takim człowiekiem, który nie ma problemu ze stawianiem granic, chociaż nie zawsze jest to komfortowe- przyznaję, natomiast nie czaję się, tylko szybko akcentuję  >granicę<. To w temacie STARAŃ byłam kompletnie bezbronna i takie rzeczy, jak przemyślenia wypłakane pod kocem po powrocie do domu, kojarzę najbardziej z okresu starań. To była ta zraniona część, której ja nie potrafiłam w sobie zaopiekować i obronić, a ta cześć była najbardziej wrażliwa i czuła i kiedy tam trafiłaś tą strzałą, to było to miejsce, w którym ja nie byłam dla siebie wystarczająco… opiekuńcza? 


Do stawiania granic bardzo bym chciała, aby ten podcast Was zachęcał. Tylko nie na zasadzie postawić i odciąć się od całego świata, bo zostanie ona postawiona w sposób wybuchowy, nieprzemyślany, kierowany emocjami, chociaż ciężko odciąć zupełnie emocje, gdy w grę wchodzą uczucia i tak ważne rzeczy dla nas. Fajnie, że możecie sobie to teraz przemyśleć na spokojnie i zastanowić się w jaki sposób chcielibyście (chociaż pewnie nie da się przepracować tego scenariusza 1:1, który sobie opracujecie), ale choć trochę będziecie przygotowani, kiedy przyjdzie Wam stanąć w swojej obronie i postawić tę granicę, to wstępnie będziecie mieć zarys, i pomysł na to, w jaki sposób to zrobić.


GRANICE – czy zawsze musi grzmieć?


A.: Ja sobie myślę, że od czasu w którym starałam się o dziecko i totalnie nie potrafiłam stawiać granic, upłynęło sporo wody w tej rzece. Okazało się, że dojrzałość, której nabywa się z wiekiem i różne sytuacje życiowe sprawiają, że (a propos tego, że jest to niekomfortowe dla mnie), opracowałam sobie technikę, że w sposób kulturalny można wyrazić swoje zdanie, i nauczyłam się je wyrażać. Stawianie granic kojarzyło mi się z wielką wybuchowością i z tornadem emocjonalnym, a można powiedzieć językiem, którym komunikujesz się z daną osobą, co jest Twoją granicą, tak, aby postarać się żeby ta osoba zrozumiała. Tylko pytanie, czy każdy zrozumie Twoją granicę, bo gdy stawiam granicę i wiem Zosin, że my możemy sobie porozmawiać ze sobą i po drugiej stronie mam inteligentną laskę, która bierze to pod uwagę. Czy mam osoby z którymi żyję i mam relację i wiem, że ta granica zostanie zaakceptowana…


Z.: Czaję…


A.: Wiele osób boi się podczas starań, że Oni zostaną po prostu zlani, że ta granica nie zostanie wysłuchana.


Z.: Rozumiem. To jest dobry moment na to, żeby zastanowić się nad dalszymi losami tej relacji. Jeśli mówimy o jakimś niegrzecznym i chamskim wuju Zbysiu (przepraszam wszystkich Zbyszków, bo ja zawsze tego Zbysia wybieram jako tę moją personifikację najbardziej chamskiego, rubasznego wujasa, który spod wąsa się będzie z Was podśmiewał, choć nie mam żadnego wujasa Zbyszka-teraz tak sobie myślę czemu >on<. Wybaczcie wszystkie Zbyszki).Ale przedstawiając tego Zbysia, którego widujemy raz w roku na święta, to nie chciałabym poświęcać swoich zapasów energii, nerwów i czasu na myślenie o tym, jak rozegrać to na polu z wujasem, który jest w moim życiu mało istotną osobowością, tylko będzie mnie podszczypywał i kłuł niewybrednymi tekstami. Na takiego „wujasa” bym sobie przygotowała jakiś jeden tekst (może nawet na granicy grzeczności). Jeśli boicie się otworzyć przed kimś i zaznaczyć granice, przed kimś, kto jest zdecydowanie bliżej i częściej w Waszym życiu zajmuje większą przestrzeń (bo może to być też Aniusia, wyimaginowane w naszych głowach, bo zawsze to, czego nie znamy wygląda straszniej, niż to z czym się realnie spotkamy), i jeśli tam jest ktoś, kto nie wykaże się w stosunku do nas empatią, zrozumieniem albo chociaż na chwile nie otworzy swojej głowy, że nie wie lepiej, jak jest w Twoim życiu, tylko pozwoli Tobie przemówić, i to Ty nadasz narrację Twojemu życiu, a nie on ją będzie wiecznie robił. Zastanówmy się, czy chcemy, by ta osoba była w naszym życiu blisko. To jest dobry moment, żeby sobie przewartościować ludzi, którzy nas otaczają. Wiecznie dostosowywanie się do naczynka – kształt –do jakiego naczynka Cię wleją bywa męczące, gdy nikt nie pyta, jaki Ty dzisiaj chcesz mieć kształt. To taka rada ode mnie, bo jeśli to jest ktoś nieznaczący, to jak najmniej energii i tracenia nerwów na taką osobę, a jeśli to ktoś…


A.: Z kim nie ma wyjścia, że musisz być np. przy świątecznym stole…


Z.: Ale to jest raz w roku i z takim wujasem Zbysiem – nie ma wyjścia jestem, ale mam przygotowaną dla niego ripostę, ale nie będę go wtajemniczać, bo nie uważam, że on jest godny tego, żebym ja się przed nim tłumaczyła i rozbierała na czynniki pierwsze: dlaczego mnie zranił. Tylko dać mu do zrozumienia, że przegiął. Ale Twoje pytanie może dotyczyć kogoś bardzo bliskiego, np. osoba którą chciałam postrzegać w moich oczach jako „psiapsi”, a jeśli ktoś taki, nie wykazuje po drugiej stronie empatii (tak, jak Ty mówisz – coś powiesz i wiesz, że masz laskę, która wysłucha),  i jeśli mam poświęcać swoją energię i czas na pielęgnowanie relacji, takiej mocno jednostronnej, to dobry moment, żeby się nad tym zastanowić.


A.:  Prędzej, czy później nie przyniesie dobra do Waszego życia – przynajmniej ja mam takie doświadczenia, że wszystkie te płytkie relacje pewnym momencie się rozpadają.


Z.: Same się kończą.


A.: Same z siebie. Prawda?


Z.: Albo takie relacje w których jedna strona jest jedyną stroną ciągnącą, to w pewnym momencie ta strona się wypali – możesz ciągnąć coś sama, ale w pewnym momencie się skoczysz i się okaże, że jeśli Ty nie dolewasz paliwa do tej relacji, to pociąg staje. Druga osoba nie pomyśli nawet, że trzeba zajechać na stację, bo już dawno nie byliście  na tej stacji. To jest do przemyślenia. To też wartościowe, że stawianie granic w pewien sposób zrewiduje osoby w Waszym otoczeniu. Niektórzy będą w stanie zaakceptować i zrozumieć, a niektórzy nie i to jest bardzo dobry papierek lakmusowy dla relacji.


MOJE  vs TWOJE – cienka granica wzajemnej akceptacji 


A.: Przy stawianiu granic, warto zastanowić się jeszcze nad jedną bardzo ważną rzeczą: czy chcemy nasze granice były akceptowane i czy zawsze jest miejsce na akceptowanie granic innych? To pytanie dla Was, bo często dostajemy wiadomości, gdzie to jest tylko jednostronna: ja bardzo chcę, ale nie daję miejsca na Twoje granice. Daje to poczucie, że granice pozwalają Wam odciąć taką krechą emocje drugiej osobie. To jest jej granica –akceptuję to, nie biorę tego emocjonalnie do siebie, nie rozkminiam tego na czynniki pierwsze. To jest też lekcja, którą warto odrobić w życiu, która może nie zmieni się za sprawą wysłuchanego jednego podcastu i naszej rozmowy z Zosią, ale życzę Wam tego, aby miejsce na te granice innych były w Waszym życiu. Aby dzięki temu, a może przy okazji przyszło Wam lepiej stawiać Wasze granice.


Z.: Bo jest to OBLIGATORYJNE. Respektowanie granic innych osób musi zajść, żebyście mogły wymagać aby ktoś akceptował Wasze. To działa w dwie strony i tylko w takiej formie ma szansę istnieć. Tę istotną uwagę zostawiamy do przemyślenia.


A.: Podczas starań nie było mi łatwo akceptować granice innych. Może to też wynikało z tego gdzie ja się czułam komfortowo, albo nie potrafiłam zaznaczyć miejsca komfortu innych ludzi, bo też nie było dla nich przestrzeni. Liczyły się moje starania. Ja. Moje emocje, a emocje innych… nie miałam głowy i przestrzeni, żeby je przyjmować. Do zastanowienia.


Z.:  Ja rozumiem. Chcemy to podkreślić, że to może być wyjątkowo trudne, ale nie zmieniam swojego zdania, że przestrzeganie granic innych jest obligatoryjne. Bez względu na to, czy znajdujemy się w czasie starań, czy w innym okresie.


Anusia to nie było ok, że wymagałaś od innych ludzi przestrzegania Twoich granic mając głęboko w nosie ich granice


A.: Tak, to było bardzo nie OK.


Z.: To chcemy podkreślić (z góry nie zakładamy, że tak macie, ale biorąc pod uwagę nasze przykłady i to, że łatwo było zatracić się w takim nieobiektywnym postrzeganiu rzeczywistości, który dla innych osób nie znających tematu niepłodności, nie był tak oczywisty, jak dla nas – ten świat wciąga). Zwróćcie uwagę, czy dałoby się wypracować jakiś kompromis w tych relacjach, bo wszystkie granice: dla mnie moje są najważniejsze, ale dla tej osoby, która stoi po drugiej stronie, której przedstawiam moje – jej granice są najważniejsze. Trzeba znaleźć fajne miejsce do spotkania się po środku.


Chciałabym teraz powiedzieć, bo wspomniałaś kilka wypowiedzi wcześniej, że bardzo prawdopodobne, że za późno stawiałaś granice, bo kojarzyły Ci się z wybuchowością, a ich zaakcentowanie musiało zapoczątkować jakąś większą kłótnie. AMBA SIĘ DZIEJE, ze spokojnej rozmowy od razu do eskalacji poziomu emocji, których nie chcemy doświadczać i dlatego ich unikamy. 


WASZYM GŁOSEM, granice nie muszą boleć – historia Ani 


Z.: To jest dobry moment, żebyśmy przeczytały historię Ani, pięcioletniej staraczki, która była w podobnym vibe do Ciebie (za długo chowała coś w sobie, potem coś zrozumiała). Przeczytam Wam to i zostawimy Was z tym do przemyśleń.


Ania pisze tak: „Dużo się mówi o tym, czego nie powinno się mówić. Uczula się innych, lecz tak myślę, że dużo takich spraw zależy od nas samych. Mówię to ja – pięcioletnia staraczka. Mnie te 5 lat uświadomiło, że ustalenie własnych granic bardzo wiele ułatwia. Kiedyś wszystko brałam na klatę. Uśmiechałam się do brzydkich tekstów, bądź pozwalałam na niewybredne uwagi. Wymagałam od siebie radości, entuzjazmu, cierpliwości i zawsze zrozumienia…, bo przecież to dziadek, przecież oni nie wiedzą, przecież starsi to nie zrozumieją. No i trochę w tym prawdy jest, lecz ja im mogę powiedzieć, że przekraczają jakąś granicę, że robią mi przykrość, tylko po to aby zwrócili na to uwagę. Po tych 5 latach stwierdzam, że brałam na siebie za dużo. Wystarczyło grzecznie zwrócić uwagę i powiedzieć BOLĄ MNIE TAKIE ŻARTY, albo SPRAWIŁEŚ MI PRZYKROŚĆ i gwarantuję, że 90% ludzi zrozumie. Świata nie zbawimy, lecz możemy samym sobie pomóc jakoś w nim dobrze i przyjemnie i co najważniejsze na własnych zasadach funkcjonować. Dziś jestem już na innym etapie i do nowej drogi stosuję zasadę: nie zwierzam się, lecz nie pozwalam innym słownie mnie ranić. Mówię otwarcie lecz grzecznie, bo siłę do tej walki, każdy z nas ma w sobie i głęboko w to wierzę, że za te 5 lat, nowe, wieloletnie staraczki będą miały więcej odwagi o walkę o swoją psychikę, a ludzie więcej uważności i delikatności na innych, bo będziemy o sobie nawzajem wiedzieć. U nas to przynosi plony, szczególnie w nas samych”.


Ja myślę, że to jest bardzo mądre, co Ania napisała. Pamiętam, jak wysłała nam to za pierwszym razem napisała, ja miałam takie: Boże, to jest piękne. Naprawdę.


A.: Piękne być tam. Dojść tam na tę drogę. Życzymy Wam, żebyście znaleźli się dokładnie w tym miejscu, gdzie te myśli pozwolą Wam w taki sposób kierować Waszym światem.


Z.: Ani zajęło to 5 lat. Mamy nadzieje, że Wam zajmie krócej, może też dzięki temu, że staramy się zaakcentować temat i potrzebę tego, ale nie biczujcie się, gdyby okazało się tak jak ja miałam często, czyli po takich obiecankach dla samej siebie: że następnym razem to już na pewno się odezwę i na 100% stanę w swojej obronie, to już był ostatni raz, kiedy pozwoliłam, a gdy dochodziło do kolejnej konfrontacji, byłam znowu przyparta do muru, w tym najbardziej delikatnym temacie – po raz kolejny nie dotrzymałam słowa i nie stawałam w swojej obronie. Fajnie by było, gdybym miała więcej wyrozumiałości dla siebie, dlatego DAJCIE SOBIE CZAS i nie zakładajcie, że uda się od razu, ale miejcie na uwadze, że stawianie granic w życiu jest turbo-turbo ważne.


A.: Dziękujemy za wysłuchanie podcastu. Do zobaczenia (i usłyszenia) w następnym.


Z.: A gdybyście mieli jakąś taką myśl, że chcielibyście się z nami podzielić jakimś przemyśleniem po wysłuchaniu jakiegokolwiek podcastu, to będziemy bardzo wdzięczne za poświęcenie chwili i napisanie do nas, bo bardzo lubimy Wasze wiadomości. Czasami wpływają do nas po miesiącach, a czasami po latach potraficie napisać, że jakiś podcast zmienił Waszą optykę, na coś >innego<, a to jest bardzo ważne dla nas, bo wiemy, że warto się tutaj produkować przed tymi mikrofonami. Więc bardzo zachęcamy Was do tego żebyście dzielili się z nami swoimi przemyśleniami po naszych wynaturzeniach podcastowych:).


Dobrego tygodnia.


Artykuł #095 Gdzie masz swoją granicę? pochodzi z serwisu Akademia Płodności.